niedziela, 10 lipca 2016

Chustowe szaleństwo!

Idąc za ciosem- temat jakże bliski memu sercu.

Chustowe szaleństwo ogarnęło mnie w okolicy pierwszych urodzin Starszej.

Zakupiłam nosidło Mei Tai, firmy Almelle. Bardzo dobrze nam służyło, teraz panel jest za wąski i czekamy aż Mała usiądzie, żeby mogła z niego korzystać, jako że nosidełko zawiązuje się błyskawicznie!





Następnie dokonałyśmy zakupu naszej pierwszej chusty (Little Frog, Bambusowy Labradoryt). Na młodszej prezentuje się następująco:





Poczułam, że to jest TO! Ta bliskość, serce przy sercu, dziecko usypiające przy matce- jednym słowem przepadłam. Na grupie skupionej na chustonoszeniu znalazłam bratnie dusze, kobiety, które noszą swoje maluchy z wielką pasją. Tam też zobaczyłam tyle pięknych okazów, że postanowiłam sprawić nam coś nowego. I tak stos się powiększył, czyniąc nas coraz bliższymi sobie :)


Przygarnęłyśmy również chustę o splocie prostym (Pentelka), której dociągnięcie to nie lada wyzwanie, ponieważ nie pracuje po skosie, ale... ten efekt! :) Więc służy nam raczej jako ozdoba, ewentualnie ratunek, kiedy wszystkie inne chusty są uwięzione w komnacie strzeżonej przez złego smoka (czyt. pokoju, w którym śpi Starsza ;) ).







Kolejną naszą chustą była Lenny Lamb Oliwkowa Koronka, niestety nie zapałałyśmy do siebie miłością, ale kiedy pod ręką nie ma nic innego dzielnie nam służy :)







Fantastycznym rozwiązaniem okazała się chusta kółkowa (na zdjęciu Bebelulu Rapalu Paisley), którą pokochałam prawdziwie, chusta nośna, wiązanie trwało kilkanaście sekund, co przy niemal dwulatce było zbawieniem, ale po kilku miesiącach, chcąc spróbować czegoś nowego, znalazłam jej nowy dom ;)  Intensywnie używałam jej w okresie ciąży, niemal do dnia porodu nosiłam słodki ciężar (12 kg). Nie umknęło to zdumionym przechodniom kiedy dumnie pokonywałyśmy ulice naszego miasta (ale o reakcjach na chustę w osobnym wpisie).



Jako że polubiłyśmy kółka na szybkie wypady, do naszego domu zawitała (specjalnie dla nas przerabiana!) kolejna- Natibaby Mulu, bardzo przyjemna alternatywa dla wszystkich naszych długich chust. Przy Starszej już porządnie czuć w niej ciężar, więc nie nadaje się dla większych dzieci, ale 6 kg nosi bardzo ładnie :) 




I ostatnia- nasza ukochana, wymarzona, upolowana- Didymos Pflau Weinrot (czyli pawie). Zdecydowanie ulubiona chusta moich dzieci (i moja, rzecz jasna), zostanie z nami do końca świata i jeden dzień dłużej! Dlaczego? Nie będę się rozpisywać nad jej zaletami, strona wizualna wiele wyjaśnia.





Inne cudowne chusty, które były u nas na testach, macankach, wymianach opiszę przy kolejnym poście chustowym (bo to temat rzeka ;) ), a tymczasem rozmrażam karkówkę, kroję paprykę, pieczarki, cebulkę i tworzę dzieło sztuki- szaszłyki! Dziś u nas króluje grill, znajomi niedługo dotrą! 


Miłego popołudnia :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz