sobota, 3 września 2016

Porozmawiajmy- czyli o tym jak Rodzicielstwo Bliskości uratowało moje macierzyństwo

Podążając za Wikipedią, Rodzicielstwo Bliskości (attachment parenting) to termin utworzony przez amerykańskiego pediatrę Williama Searsa, określający filozofię rodzicielską opartą na zasadach teorii przywiązania w psychologii rozwojowej, która mówi, że dziecko tworzy z opiekunami silną więź emocjonalną, mającą wpływ na całe jego przyszłe życie. Wrażliwi i dostępni emocjonalnie rodzice pomagają dziecku zbudować bezpieczny styl przywiązania, który sprzyja prawidłowemu rozwojowi społecznemu i emocjonalnemu oraz wpływa na poczucie szczęścia.


Życie zweryfikowało wszystkie metody wychowawcze, o których kiedykolwiek słyszałam i czytałam- na szczęście żadnej nie zdążyłam wdrożyć w życie, bo kiedy Starsza miała niespełna rok poznałam grupę osób, dla których RB jest czymś intuicyjnym.



Istnieje 7 filarów Rodzicielstwa Bliskości:
1. przygotuj się do ciąży, porodu i rodzicielstwa,
2. karm z miłością i szacunkiem,
3. reaguj z wrażliwością,
4. zapewnij odżywczy dotyk,
5. zapewnij bezpieczny sen pod względem fizycznym i emocjonalnym,
6. praktykuj pozytywną dyscyplinę,
7. dąż do równowagi w życiu osobistym i rodzinnym.

Postanowiłam sama spróbować, najpierw trochę błądząc, próbując znaleźć wytłumaczenie dla zachowań córki, nauczyć się radzić sobie ze swoją złością i niezrozumieniem wobec jej zachowań. Jednak pewnego dnia spłynęło na mnie olśnienie. To takie proste. 
Nie muszę się przejmować tym, że moje dziecko właśnie wskoczyło w kałużę, nie mam problemu z tym, że nie posprzątało zabawek, skupiam się na nim i jego emocjach, na jego rozwoju. Czy pobrudzone buty lub rozrzucone lalki są wystarczającym powodem do przerwania zabawy, eksploracji świata? Czy ważniejsze jest dla mnie moje dziecko czy to co powiedzą obcy nam ludzie na widok Lilianny, która po raz dwudziesty wybiega z placu zabaw, bo bardziej interesuje ją brama niż zjeżdżalnia? 
Kolejną istotną sprawą jest wykształcenie w dziecku wrażliwości na uczucia innych ludzi. Nikt nie jest idealny, choćby nie wiem jak bardzo się starał. Jeśli spotkała mnie jakaś przykrość, mam gorszy dzień lub jestem zwyczajnie wykończona staram się to wytłumaczyć córce, opowiadam jej o swoich odczuciach i proszę o względny spokój. Jeśli przekracza moje granice- informuję ją o tym. Jeśli emocje wezmą górę i podczas karmienia Poli, Lilianna po raz dziesiąty krzyczy, że chce iść na spacer, a ja zareaguję obojętnym "daj mi spokój w tej chwili", od razu po zakończonym karmieniu przepraszam i tłumaczę swoje zachowanie. Ważne jest, żeby zostawić dziecko z konkretny komunikatem "przepraszam, jestem przemęczona, chciałam tylko nakarmić twoją siostrę i zająć się twoimi potrzebami, ale nie dałam sobie rady ze swoimi emocjami, kiedy wciąż uparcie prosiłaś o to samo". Jeśli oczekujemy szacunku od naszych pociech, musimy im go najpierw okazać. Jeśli chcemy, by brały pod uwagę nasze uczucia, uczmy je również, że każdy może mieć gorszy moment, a przepraszanie kiedy popełnimy błąd jest czymś naturalnym, wynika z szacunku do drugiego człowieka.




Rodzicielstwo Bliskości to wsłuchiwanie się w dziecko. Jeśli moje dziecko potrzebuje ponad 3-godzinnej drzemki, to mu ją umożliwiam. Jeśli po raz dwudziesty tego samego dnia prosi o przeczytanie tej samej książeczki, to siadamy do niej w wolnej chwili. Jeśli nie chce głaskać krowy, mimo że przeszłyśmy 2 km tylko w tym celu, bo o to prosiła, rozumiem to. Jeśli ma gorszy dzień i nie ma ochoty na nic poza bujaniem się na huśtawce, okupujemy huśtawkę ;)

Co najważniejsze, podchodzę ze zrozumieniem do jej emocji, staram się jej pomóc zwalczać te negatywne. Bardzo dużo rozmawiamy o naszych potrzebach, traktuję Starszą jako partnera do rozmowy, który może decydować o wielu aspektach swojego życia. Najważniejszy jest dla mnie rozwój emocjonalny moich dzieci i ich szczęście, dążę do tego każdego dnia. Największą nagrodą jest dla mnie ich uśmiech i więź, którą budujemy na bieżąco.



Nigdy nie krzyczę na dzieci, jakkolwiek by się nie zachowywały. Krzyk nie jest rozwiązaniem żadnego problemu. On może jedynie pogłębić problemy, spowodować u dziecka strach, poluzowanie więzi z rodzicem i eskalację negatywnych emocji u osoby dorosłej. Staram się zagłębić w NVC (czyli porozumienie bez przemocy, czemu poświęcę kolejny wpis).


Jak wygląda moje RB w przypadku Małej?

1. Starałam się przygotować do ciąży i porodu jak najlepiej, bardzo dużo czytałam na temat rozwoju płodu w poszczególnych tygodniach ciąży, dostarczałam córce bodźców w postaci wspólnego słuchania różnego typu muzyki, wieczornych rozmów; kierowałam strumień światła latarki do brzucha; głaskałam brzuch, delikatnie opukiwałam, by uzyskać odpowiedź od lokatora. Najbardziej jednak chciałam być przygotowana do wielkiego dnia- czyli porodu. Poznałam prawa pacjenta z zamiarem ich egzekwowania, odświeżyłam wiedzę na temat kolejnych etapów porodu i sposobów radzenia sobie z bólem. Przygotowałam również starszą córkę na okres mojego pobytu w szpitalu i na pojawienie się rodzeństwa. W trakcie porodu robiłam to, co mnie odprężało, przynosiło ulgę- rozmawiałam z narzeczonym, a z rodziną prowadziłam rozmowę telefoniczną; oglądałam telewizję, spacerowałam po sali, przyjmowałam najbardziej odpowiednie w danym momencie pozycje, niwelujące ból. Dopiero kiedy czułam, że akcja zaczyna się toczyć zbyt szybko poinformowałam położne o skurczach i zostałam zabrana na salę porodową, gdzie po godzinie usłyszałam pierwszy krzyk Poli. Bardzo ważnym dla mnie było to, że nie przeleżałam całego porodu na szpitalnym łóżku, podłączona do KTG, bez wsparcia bliskich. Dzięki temu wspominam moje porody wspaniale (inna sprawa, że były szybkie i bezproblemowe- 2h40min i 3h15min) :)
2. Młodszą córkę karmię wyłącznie piersią od ponad 4 miesięcy. Pomimo jej skazy białkowej i kilku drobnych problemów, karmienie naturalne to dla mnie nieodłączny element macierzyństwa. Pomimo kilku, a nieraz kilkunastu nocnych pobudek, karmień w ciągu dnia co godzinę i trwających minutę, jestem zawsze blisko i gotowa zaspokoić potrzeby dziecka. Karmienie piersią to niesamowitą bliskość, buduje więź z dzieckiem, zapewniam sobie i Małej komfort, kiedy posiłek odbywa się publicznie.
3. Reaguję na płacz mojego dziecka w każdych okolicznościach. Z miłością zaspokajam jej potrzeby, wciąż odnajdując w sobie pokłady cierpliwości i czułości. Nie odczuwam i nie daję Małej odczuć, że jej płacz jest zbędny, ponieważ małe dzieci nie umieją manipulować, one jedynie informują o swoich potrzebach w jedyny znany im sposób. Ważne jest, żeby nigdy nie ignorować sygnałów, które od niego pochodzą, jeśli chcemy, by odczuwało, że zawsze może na nas polegać.
4. Po każdej codziennej kąpieli wykonuję masaż specjalnym olejkiem- jest on sygnałem, że zbliża się pora spania oraz sposobem na odprężenie dziecka po dniu, który dostarcza wielu bodźców małemu organizmowi. To nasza chwila tylko dla siebie. Poza tym noszę moje dzieci w chuście, co również zapewnia im bliskość i poczucie bezpieczeństwa.
5. Od momentu narodzin Pola śpi z rodzicami w łóżku :) Dzięki temu nie tylko ja wysypiam się całkiem nieźle, mimo wielu pobudek, mam córkę dostatecznie blisko, by móc zareagować w każdej chwili, ale też ona ma zapewnioną bliskość i czułość. Nierzadko po karmieniu nocnym przytulamy się jeszcze, kiedy Mała nie może usnąć, jest to wielki komfort dla mamy karmiącej piersią i dziecka potrzebującego rodzica blisko siebie.
6. Wychowuję moje dzieci bez nagród i kar- to zdecydowanie najlepszy sposób na wychowanie dziecka na pewnego siebie, wrażliwego człowieka. Więcej na ten temat można przeczytać w innym moim wpisie- zajrzyj tutaj :)
7. Mimo że jestem szczęśliwą mamą dwójki dzieci, zajmuję się domem i kilkoma innymi sprawami, nie zapominam, że mam również cudownego partnera, który potrzebuje rozmowy, wspólnego spaceru, czy choćby obejrzenia filmu. Pamiętam również o swoich potrzebach- jak przeczytanie książki, przejażdżka rowerowa z psem czy posłuchanie ulubionej piosenki. Nie możemy zapominać, że jesteśmy nie tylko matkami, ale też żonami- nasi partnerzy zostaną z nami do końca życia, a nasze dzieci odfruną szybciej, niż byśmy tego chcieli :)



Robię to, co pomaga moim córkom w rozwoju.

Robię to, czego w danej chwili potrzebują.
Robię to, co nie przekracza moich granic.
Muszę jedynie być PRZY moim dziecku i DLA niego.
Tylko tyle i aż tyle.


Miłego dnia, korzystajmy z ostatnich ciepłych dni września! :)

sobota, 13 sierpnia 2016

Ciekawostki ze świata

Dziś będzie bardzo luźny wpis, bo po ostatnich rozmyślaniach na temat skazy Małej i buntu Starszej wolę odsunąć myśli od rygorystycznej diety i trudnych zachowań choć na chwilę. Niemniej jednak, niedługo pojawią się najprostsze przepisy na potrawy bezmleczne i bez najbardziej popularnych alergenów, do których nie są potrzebne megadrogie i trudno dostępne składniki :) Bo na tym zależy chyba każdej mamie na diecie eliminacyjnej- zjeść dobrze, zdrowo dla dziecka, za niewielkie pieniądze i przy najmniejszym nakładzie pracy. Bo przecież chcemy każdą wolną chwilę poświęcić naszym skarbom! :)

Dziś ponękam Was ciekawostkami, którymi możecie zaskoczyć znajomych :) Startujemy!


1. W Australii żyje dwa razy więcej kangurów niż ludzi.

2. Na każdego człowieka na ziemi przypada ponad milion mrówek.
3. Złote rybki trzymane w ciemności tracą kolor i stają się biało-szare.
4. Najdłuższy wąż świata mierzy prawie 15 metrów długości i waży około 450 kg.
5. Wycie wilka słychać z odległości 10 km (głos niemal tak donośny jak Starsza kiedy wpadnie w złość ;) ).
6. Wykonując jakąś czynność po raz pierwszy fizycznie zwiększasz masę i rozmiar swojego mózgu – powstają w nim wtedy bowiem nowe połączenia neuronowe.
7. W momencie narodzin człowiek posiada już wszystkie komórki mózgowe, ale jego mózg rozwija się w pełni aż przez około 20 lat. (To zagadnienie na osobny wpis- jak dbać o rozwój mózgu naszych dzieci).
8. Psy myślą na poziomie dwuletniego dziecka i mogą się uczyć. Im mądrzejsza rasa, tym więcej komend może zapamiętać.
9. Burza wytwarza specyficzną częstotliwość dźwięku, którą wychwytuje psie ucho i której odbiór może być bolesny dla zwierzaka.
10. Egipcjanie golili sobie brwi z żalu po utracie ukochanego kota...

Niestety, kilka miesięcy temu straciłam ukochanego psa- kiedy Mała miała niecałe 2 tygodnie. Może brwi z żalu nie goliłam, ale kosztowało mnie to wiele łez, ponieważ piesek po prostu zniknął i do tej pory się nie odnalazł. Mimo że szanse na jego powrót są już marne, nadzieja umiera ostatnia. Był członkiem naszej rodziny, najbardziej rozumnym i wesołym psem jakiego było mi dane spotkać. Był z nami przez dwa krótkie lata, ale wystarczająco długie, żeby dać nam ogrom miłości i wspaniałych wspomnień. Nawet teraz targają mną silne emocje, ale tylko ten kto stracił czworonożnego przyjaciela, w tym przyjaciela dzieci, zrozumie tą pustkę po jego odejściu, którą nie sposób wypełnić.






Jako mieszaniec Jack Russell Terriera był bardzo inteligentnym, żywiołowym, ale i upartym psem. To cudowna rasa, cudowny pies, cudowne wspólnie spędzone chwile.


Dziękuję za te dwa lata.





Każ­dego dnia w naszej gło­wie poja­wia się aż 70 000 myśli.

Myśl, która dziś kołacze się w mojej głowie to "Jak spowolnić upływ czasu?". Moje "pół godziny tylko dla siebie raz w tygodniu" właśnie się kończy. Dlaczego nie wynegocjowałam więcej? ;)

Do następnego!

czwartek, 28 lipca 2016

Wychowuję bez nagród i kar

Dzień dobry! 
Wpis ważny- a nawet bardzo. Bo ma wpływ na całe życie naszych dzieci.

Rok temu trafiłam na świetną książkę, kiedy zaczęłam się interesować ideą Rodzicielstwa Bliskości. To książka Alfiego Kohna "Wychowanie bez nagród i kar". 



Zagłębiłam się w temat, poukładałam sobie wszystko w głowie i podziękowałam opatrzności za to, że ta pozycja znalazła się w naszej domowej biblioteczce. Dzięki temu udało nam się uniknąć wychowywania Starszej w spirali nagród, kar, motywacji zewnętrznej, napędzania jej do działania przy pomocy słodyczy czy nowych zabawek.

Miłość do naszych dzieci powinna być bezwarunkowa.  Dzieci muszą czuć, że są kochane i akceptowane mimo wszystko. Pomimo zachowań, których nie aprobujemy, pomimo braku podporządkowania określonym zasadom, pomimo ucieczek na spacerach, histerii, buntu dwulatka, uporczywego odmawiania spożywania posiłków i sprzątania zabawek.
Najprostszy przykład: jeśli dziecko podczas spaceru zachowuje się wbrew naszym oczekiwaniom (ucieka, histeryzuje, bije inne dzieci), a my- rodzice- karzemy go za to zachowanie, odbierając mu obiecane lody, czytanie bajek na dobranoc, możliwość przytulenia, bo wciąż kipi w nas złość, dajemy mu jasny sygnał "Nie akceptuję Twojego zachowania, nie akceptuję Twojego złego nastroju, prawa do dziecięcych zachowań- nie akceptuję Ciebie". Odbieramy mu swoją bliskość, jego prawo do złości i wyrażania jej (nawet nieumiejętnie), co nie zaprocentuje w przyszłości. Lepszym rozwiązaniem jest być blisko, przytulać, tłumaczyć, pomóc dziecku poradzić sobie ze swoimi emocjami. Nie jest to łatwe. Nie jest też niewykonalne. Jest za to najlepsze dla naszego dziecka.

Jeśli dziecko przynosi nam własnoręcznie narysowany obrazek, a my kwitujemy go krótkim "pięknie", zastanówmy się jak puste i nic nie wnoszące do naszych relacji jest to słowo. Nie lepiej porozmawiać z dzieckiem, zapytać co JEMU podoba się w jego pracy, dlaczego użył takich kolorów, co jeszcze chciałby dorysować, czemu domek jest wyższy od drzewa itp. Możliwości jest tysiące. Zwykły obrazek pomaga nam nawiązać dialog z naszym dzieckiem, to szansa, żeby dziecko niewerbalnie wyraziło swoje potrzeby, pragnienia, lęki. Nawet trzy kreski i kółko ;) mogą być ciekawym tematem do rozmowy, dziecko może rozwijać swoją kreatywność, robić coś dla siebie, a nie żeby przypodobać się rodzicom. Może rozwijać swoją prawdziwą pasję, zamiast łapać za kartki i kredki, żeby usłyszeć zdawkowe "super", podbudowujące jego pewność siebie.

Wychowanie przy pomocy nagród i kar kojarzy mi się z dyscypliną. Traktujmy nasze dzieci jak istoty rozumne, odróżniające i uczące się odróżniać dobro od zła, nie ograniczajmy ich do najprostszych schematów (posprzątasz- dostaniesz ciastko; nie przestaniesz krzyczeć- nie wyjdziesz na spacer). To niejako traktowanie dzieci jak psy- nie wykonasz określonej czynności- spotka Cię kara. Będziesz posłuszny- dostaniesz kość. Czy naprawdę chcemy, żeby nasze pociechy robiły cokolwiek ze strachu przed brakiem nagrody, utratą naszej uwagi lub żeby nagrodę uzyskać?
Człowiek to istota złożona, której reakcje są uzależnione głównie od emocji, które przeżywamy w danej chwili (maluch jest smutny z powodu zagubienia ulubionej zabawki- nie ma ochoty podążać za nami alejkami w sklepie- dlaczego miałby zostać za to ukarany?). Zachowania mogą być zależne chociażby od pogody (pada deszcz- dziecko jest śpiące- nie ma siły sprzątać klocków), od nastroju konkretnego dnia, jego poziomu zmęczenia, czynników stresogennych czy głodu.


Wychowanie bez nagród i kar wymaga naprawdę dużo cierpliwości u osób o charakterze podobnym do mojego, bardzo dużo zrozumienia wobec dziecka i jego działań, a także umiejętności negocjacji i otwarcia na drugiego- małego- człowieka.

Chciałabym, żeby każdy rodzic miał świadomość jak ważne jest budowanie u dziecka zarówno poczucia własnej wartości, jak i motywacji wewnętrznej.
Jeśli ten wpis zmotywuje choć jedną osobę do refleksji oraz przeczytania wyżej wspomnianej książki i spowoduje, że to alternatywne podejście wychowawcze będzie częścią czyjegoś życia, odniosę ogromny sukces- bo oto narodzi się kolejny mały człowiek, którego przyszłe życie będzie fascynującą drogą :)


Miłego dnia!

sobota, 23 lipca 2016

Motywacja

Moją motywacją do działania jest złość. Zazwyczaj. Wewnętrzny przymus wyładowania jej poprzez wysiłek (czy to fizyczny, czy umysłowy). Kiedy coś mnie dręczy zwykle biorę się za sprzątanie albo nowe działanie.
Dziś wybrałam długi, bezcelowy spacer.

Właśnie pokonuję ostatnie metry mojej 12-kilometrowej podróży. Podróż do sklepu- 6 km w jedną stronę, tylko po to, żeby kupić ciasteczka owsiane, które są jednymi z niewielu słodyczy, które mogę jeść przy skazie białkowej Poli. Dwie przerwy na karmienie, 2,5 godziny na przemyślenia podczas pchania sporego ciężaru (wózek 15 kg + Starsza 12 kg + Mała 6 kg).

Jakie przemyślenia przyniósł dzień dzisiejszy?
Czasami nie można odpuścić. Po prostu nie można. Trzeba bronić swojego zdania i swoich przekonań. Trzeba walczyć o swoje, choćby wszyscy dokoła powtarzali, że nie mamy racji.

Wykorzystuj każdy dzień maksymalnie. Codziennie zrób coś wartościowego, z czego możesz być dumna. Nie pozwól, żeby którykolwiek dzień minął tak jak każdy inny- naucz się nowego słowa w obcym języku, zaśpiewaj dzieciom nową piosenkę, naucz się przygotowywać potrawę, którą zawsze chciałaś zrobić lub chociażby pójdź na spacer inną drogą niż zawsze. Monotonia to wróg mam, które i tak otaczają się rutyną (codziennie kąpiel o tej samej porze, nocne karmienia, zmiany pieluszki, odprowadzanie dziecka do przedszkola ;) ).

Rodzina to największa wartość, pielęgnuj swój związek i relację z dziećmi.


Pozdrawiamy po wykańczającej podróży! Na pewno jeszcze nieraz ją powtórzymy :)

wtorek, 19 lipca 2016

Wielkie zmiany- pojawienie się rodzeństwa

Dawno, dawno temu piękna księżniczka Lilianna, która była jedynaczką, spędzała całe dnie na zabawie i nabywaniu nowych umiejętności. Czasem ledwie starczało jej czasu na sen i spożywanie posiłków. Miała kochających rodziców, którzy odpowiadali tylko na jej potrzeby, masę wspaniałych zabawek i ogrom poświęcanej jej uwagi. Pewnego dnia mamusia oznajmiła jej, że będzie miała siostrzyczkę, z którą będzie mogła się bawić i psocić całymi dniami. Lilianka bardzo się ucieszyła i oczekiwała radośnie przyjścia na świat kompana swoich zabaw.



Była bardzo czuła dla siostrzyczki, ukrywającej się w brzuszku, głaskała i przytulała schowane maleństwo, a także była bardzo wyrozumiała dla mamy, która nie zawsze miała dostatecznie dużo energii na intensywne zabawy. Mimo wszystko, Lilianka z radością obserwowała rosnący brzuszek i dumnie opowiadała wszystkim kto w nim mieszka :)




Jednak im mniej dni pozostawało do spotkania z siostrą, tym bardziej zaczęła dostrzegać zmiany- sterta malutkich ubranek do prasowania wciąż rosła, a mama nie miała już sił, żeby codziennie odwiedzać odległy plac zabaw i coraz częściej mówiła o pojawieniu się nowego członka rodziny. Często też prosiła Liliankę o samodzielną zabawę. Mimo wszystko, mama każdego dnia zapewniała Lilę o swojej miłości i o tym, że ich relacje nie ulegną zmianie.


W końcu nadszedł ten dzień.





24.04.2016 o 23:45 na świecie pojawiła się mała kruszynka, która przewróciła życie domowników do góry nogami. Mała chciała być przy mamie cały czas, głośno manifestując swoje niezadowolenie kiedy była wyrywana z matczynych objęć i układana na łóżku. Protestowała przeciwko wszelkim próbom oddalenia się od niej. Starsza z zainteresowaniem przyglądała się siostrze, podziwiała jej malutką buzię i odnóża. Kiedy straciła ją z pola widzenia, dopytywała gdzie jest dzidzia.
Jednak pomimo wielkiej miłości, jaką Lilianna obdarzyła przybysza, zaczęła dostrzegać zmiany w zachowaniu rodziców, przemęczenie mamy, mniejszą ilość poświęcanego jej czasu. W jej zachowaniu ciężko było dostrzec cień zazdrości o siostrę, lecz dała ujście swoim emocjom w trochę inny sposób.

Jak pojawienie się siostry wpłynęło na jedynaczkę?

* Lilianna zaczęła budzić się w nocy (wcześniej nie występowały żadne problemy ze snem, od momentu pojawienia się Poli, Lila niemal każdej nocy wstaje z płaczem)
* Lilianna wykazuje nadmierne zainteresowanie smoczkiem (wcześniej smoczek był używany tylko do usypiania, teraz towarzyszy jej przez cały dzień, prosi o niego w każdej sytuacji- podczas jazdy samochodem, zabawy, spaceru)
* Lilianna zaczęła ciągnąć za włosy i szczypać kiedy nie potrafi sobie radzić ze swoimi emocjami.

Pojawienie się siostry zbiegło się z buntem dwulatka (na ten temat można przeczytać tutaj ). Każdego dnia uczymy się nowych sposobów na radzenie sobie z tymi problemami- to co działa jednego dnia, innego już się nie sprawdza. Największą naszą zmorą jest problem z zasypianiem oraz nocne pobudki, ale widzę, że duża dawka ciepła i opanowania w trakcie takich pobudek powoduje, że każdej kolejnej nocy płacz trwa krócej- może niedługo uda się go wyeliminować zupełnie :)

Póki co smoczek jako problem do wyeliminowania zostaje odsunięty na dalszy plan, za kilka miesięcy podejmiemy działania. Nie chcę wprowadzać zbyt wielu zmian na raz, ponieważ raptem 2-3 tygodnie temu Starsza opanowała trudną sztukę korzystania z nocnika! Jestem taka dumna, że udało nam się tego dokonać bez żadnych nerwów, stresów :) To wielka zasługa pojawienia się Poli, ponieważ nasza niegdyś jedynaczka poczuła się starszą siostrą i dumnie prezentowała Małej na czym rzecz polega ;)

A jak wyglądają relacje dziewczyn na co dzień?

Prezentują się tak:





Lilianna uwielbia zajmować się siostrą, wozić ją w wózku, bujać w leżaczku, pokazywać jej swoje zabawki, wspólnie tańczyć. Kiedy nie widzi jej przez jakiś czas zaczyna kręcić się wokół miejsc, w których zwykle przebywa, np. mata edukacyjna, łóżko i pyta: "Pola? Nie ma?" :)

Generalnie nie obserwuję zazdrości u Starszej poza wyjątkowymi sytuacjami, kiedy jest zmęczona albo rozdrażniona. Doskonale rozumie, że muszę nakarmić, przebrać, uspokoić malutką, często na moją prośbę potrafi się zachowywać całkiem cicho kiedy siostra śpi.
Staram się jednak wciąż utwierdzać ją w przekonaniu, że obie są dla mnie równie ważne i dla każdej znajduję choć pół godziny, żeby miała mnie tylko dla siebie (wspólne czytanie książeczek kiedy Pola śpi lub wieczorne przytulanie i zabawy na macie kiedy Lila śpi).

Uważam, że rodzeństwo dla każdego malucha to świetna sprawa, już niedługo dziewczyny będą mogły bawić się razem, wspólnie dokładać mi pracy, bałaganiąc i radości, towarzysząc mi w codziennych obowiązkach.


Rodzeństwo - i widzisz cząstkę siebie.



Spokojnego wieczoru :)

czwartek, 14 lipca 2016

Termin budzący grozę- bunt dwulatka!

Czas przy dzieciach pędzi jak szalony, niestety. Zbyt szybko mija ten cudowny okres noworodkowy, okres kiedy nasze maluszki dopiero poznają świat, a obroty z pleców na brzuszek wykraczają poza obszar ich zainteresowań i możliwości.




Nie wiem jakim cudem te 12 tygodni życia Poli minęło w tak ekspresowym tempie! Dopiero co była maleńkim (no, nie takim maleńkim, 3650 g to niezła waga) bobaskiem, który żądał tylko jedzenia i suchej pieluszki. Teraz chce nie tylko 2 razy więcej jedzenia, ale też bliskości, ciepła, rozrywek, spacerów i wspólnych rozmów. 


Później czas ucieka równie szybko- dziecko dopiero uczy się pełzać, raczkować, chodzić. Robi to tak nieporadnie, potrzebując naszej asekuracji i czujnego oka, że chcielibyśmy zatrzymać czas i jak najdłużej obserwować jak przebiega proces stawania się samodzielnym kilkulatkiem.


Ale! Zanim nasz dom wypełniać będzie radosny śmiech owego kilkulatka, mamy do pokonania długą i ciężką drogę. O tyle ciężką, że musimy zagryźć zęby i z zakamarków naszej duszy wygrzebać maksimum cierpliwości. Potrzebna nam ona będzie na pewien etap w rozwoju, który świętego doprowadziłby rozstroju nerwowego. Domyślacie się o czym mowa?



Bunt dwulatka

Termin, który przeraża najbardziej wyrozumiałych rodziców. Czym on jest tak naprawdę?


Jak podaje Wikipedia:

"Bunt dwulatka – zespół zachowań małego dziecka, pojawiający się mniej więcej między 18. a 26. miesiącem życia (może to nastąpić do dwóch miesięcy wcześniej lub znacznie później, zależnie od stopnia rozwoju osobniczego).
Dziecko w wyżej wymienionym okresie zaczyna zdawać sobie sprawę z różnicy między oczekiwaniami a możliwością ich spełnienia. W przypadku, kiedy nie może spełnić swych pragnień (np. poprzez zakaz rodzicielski) pojawia się nowe dla niego uczucie frustracji i gniewu, pogłębiające się zwłaszcza w fazach zmęczenia, bądź głodu. Dziecko poznaje w tym okresie siłę swojej woli, możliwość samostanowienia i przeciwstawiania się rzeczywistości."

Brzmi znajomo? Chyba każdy rodzic w stopniu mniejszym (cóż za szczęściarz!) bądź większym doświadczył zachowań swojego dwulatka, z którymi nie potrafił sobie poradzić. U jednego dziecka to gryzienie członków rodziny, u innego ostra (i jakże głośna) reakcja na odbiór ulubionej zabawki lub zakaz rodzica, a u innego dziecka histeria pojawiać się będzie przy każdej możliwej okazji, nawet wtedy kiedy zupełnie się jej nie spodziewamy.
Starsza postanowiła wystawić na próbę matczyną i ojcowską cierpliwość i zaserwowała nam ostatni wspomniany rodzaj. Z troski o własną psychikę postanowiłam dokształcić się w temacie i uporządkować swoją wiedzę, tworząc ten konkretny post. Pierwsze, co nas zastanawiało, to jakże wszystkim znane "Dlaczego?". Dlaczego nasze dziecko z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień, buntuje się przeciwko wszystkim zasadom, wszelkim autorytetom, konsekwentnie odmawia spożywania ulubionych posiłków, reaguje niewspółmiernie do zaistniałej sytuacji?
Czy popełniliśmy jakiś błąd wychowawczy, czy można było tego uniknąć? Odpowiedź brzmi "nie".



Jedno zdanie, które przeczytałam dało mi siłę brnąć dalej w temat. "Bunt dwulatka jest normalnym okresem rozwojowym dziecka". U dziecka kształtuje się poczucie autonomii i odrębności, co powoduje spór na wielu płaszczyznach- maluch chce sam wykonywać wiele czynności, również tych niebezpiecznych (choć w jego odczuciu wcale na takie nie wyglądają), buntuje się przeciwko nakazom i zakazom, głośno manifestuje swoje "nie", chce za wszelką cenę zaznaczyć, że jest indywidualną osobą. 
Ma własne pomysły i pragnienia, ale równocześnie odczuwa potrzebę bliskości i zależności. Właśnie te skrajne potrzeby prowadzą do frustracji. Nie pozostaje nam nic innego jak zaakceptować ten stan i zakodować sobie głęboko w podświadomości, że jest to stan przejściowy. 

Jak należy reagować na zachowania naszego dziecka w tych trudnych dla niego (i nas- rodziców) momentach?

Po pierwsze- i najważniejsze- zrozumienie. Kiedy zrozumiemy dlaczego dane zachowania występują, będzie nam łatwiej zachować spokój, który dziecko automatycznie od nas przejmuje. Będzie nam łatwiej wczuć się w położenie dwulatka, którego celem nie jest wyprowadzenie nas z równowagi, a jedynie poznanie własnych granic, poradzenie sobie z emocjami w jedyny znany sobie sposób i budowanie własnego "ja". Jeśli niejako nauczymy dziecko jak w inny sposób wyładować złość, jak wyciszyć się w natłoku wrażeń i pomożemy mu odreagować stresy dnia, który dobiega końca- większość niepożądanych zachowań zniknie zupełnie lub będzie odczuwalna w mniejszym stopniu.

Jak dziecko, inaczej niż krzykiem, może wyrazić swoją frustrację? Wielu dorosłych ludzi miewa problemy z radzeniem sobie z emocjami, dlatego zupełnie zrozumiałym jest, że dziecko, które dopiero poznaje świat powinno być wspierane i nakierowywane na właściwy tor, aby zyskać zdolność do właściwego reagowania na stres i trudne sytuacje w przyszłości.



Ważne, aby pamiętać, że dziecko nie robi nam na złość, nie chce celowo wyprowadzić nas z równowagi. Często udaje mi się załagodzić nerwową sytuację jeśli zareaguję dostatecznie szybko, tj. widząc marudzącą Liliannę, która chce za wszelką cenę wyjść na spacer, a akurat pogoda/ okoliczności nie są sprzyjające, reaguję natychmiast, tłumacząc krótko dlaczego w danym momencie spacer nie jest dobrym pomysłem i odwracam jej uwagę, proponując coś równie interesującego (np. czytanie książeczek, tańczenie do dziecięcych piosenek). Robię to zwykle na tyle przekonująco, radosnym głosem oznajmiając plan na kolejne minuty, że Starsza zwykle odpuszcza czynność, o którą chciała walczyć i podąża za mną.
Trzeba jednak za każdym razem traktować dziecko jak osobę, która rozumie naprawdę dużo, która ma takie same uczucia jak my i nie wystarczy odwrócić jej uwagi, bo to prowadzi do nieprzepracowanych emocji, co może mieć bardzo złe konsekwencje w przyszłości. Należy wyjaśnić krótko, dlaczego dana czynność musi być odłożona w czasie, dlaczego konkretny nakaz został zastosowany, dlaczego w konkretnej sytuacji nie może samodzielnie podjąć decyzji. Dziecko wtedy otrzymuje komunikat "Rodzic traktuje mnie jak partnera, liczy się z moim zdaniem, szanuje mnie, a nie jedynie narzuca własną koncepcję".
Pamiętajmy też, żeby rozważnie stosować zakazy- dopiero wtedy kiedy dziecko przekracza nasze granice. Jeśli chce jeszcze kilka razy zjechać na zjeżdżalni, a nam spieszy się do domu, ustalmy z dzieckiem, że ma na to nasze przyzwolenie, ale później wybieramy się w ustalone miejsce. Nie obędzie się zapewne bez histerii, ale maluch z pewnością zrozumie, że jego potrzeby zostały dostrzeżone i zaspokojone w stopniu, w jakim to możliwe na daną chwilę.

Nigdy też nie zostawiajmy rozhisteryzowanego dziecka samemu sobie- pokażmy mu jak można reagować na złość, wypracujmy metody dostosowane do naszych pociech. Jedno dziecko wyciszy się głaszcząc kota, inne w chuście, a jeszcze inne przelewając wodę do kubeczków.
Nauczmy się naszych dzieci, nauczmy je pomocnych sposobów na radzenie sobie z emocjami, a gwarantuję, że zaprocentuje to w przyszłości. Bliskość zaufanej osoby w stresujących chwilach, czerpanie od niej spokoju ducha i pozytywnych emocji jest właśnie tym, czego dwulatek poszukuje.

Moje trzy złote zasady na bunt dwulatka to:
- cierpliwość
- szacunek
- zrozumienie.

A jak u Waszych dzieci wygląda bunt dwulatka? Jak sobie z nim radzicie? A może udało Wam się go uniknąć?
Wszelkie rady i uwagi mile widziane :)




Miłego dnia!