czwartek, 28 lipca 2016

Wychowuję bez nagród i kar

Dzień dobry! 
Wpis ważny- a nawet bardzo. Bo ma wpływ na całe życie naszych dzieci.

Rok temu trafiłam na świetną książkę, kiedy zaczęłam się interesować ideą Rodzicielstwa Bliskości. To książka Alfiego Kohna "Wychowanie bez nagród i kar". 



Zagłębiłam się w temat, poukładałam sobie wszystko w głowie i podziękowałam opatrzności za to, że ta pozycja znalazła się w naszej domowej biblioteczce. Dzięki temu udało nam się uniknąć wychowywania Starszej w spirali nagród, kar, motywacji zewnętrznej, napędzania jej do działania przy pomocy słodyczy czy nowych zabawek.

Miłość do naszych dzieci powinna być bezwarunkowa.  Dzieci muszą czuć, że są kochane i akceptowane mimo wszystko. Pomimo zachowań, których nie aprobujemy, pomimo braku podporządkowania określonym zasadom, pomimo ucieczek na spacerach, histerii, buntu dwulatka, uporczywego odmawiania spożywania posiłków i sprzątania zabawek.
Najprostszy przykład: jeśli dziecko podczas spaceru zachowuje się wbrew naszym oczekiwaniom (ucieka, histeryzuje, bije inne dzieci), a my- rodzice- karzemy go za to zachowanie, odbierając mu obiecane lody, czytanie bajek na dobranoc, możliwość przytulenia, bo wciąż kipi w nas złość, dajemy mu jasny sygnał "Nie akceptuję Twojego zachowania, nie akceptuję Twojego złego nastroju, prawa do dziecięcych zachowań- nie akceptuję Ciebie". Odbieramy mu swoją bliskość, jego prawo do złości i wyrażania jej (nawet nieumiejętnie), co nie zaprocentuje w przyszłości. Lepszym rozwiązaniem jest być blisko, przytulać, tłumaczyć, pomóc dziecku poradzić sobie ze swoimi emocjami. Nie jest to łatwe. Nie jest też niewykonalne. Jest za to najlepsze dla naszego dziecka.

Jeśli dziecko przynosi nam własnoręcznie narysowany obrazek, a my kwitujemy go krótkim "pięknie", zastanówmy się jak puste i nic nie wnoszące do naszych relacji jest to słowo. Nie lepiej porozmawiać z dzieckiem, zapytać co JEMU podoba się w jego pracy, dlaczego użył takich kolorów, co jeszcze chciałby dorysować, czemu domek jest wyższy od drzewa itp. Możliwości jest tysiące. Zwykły obrazek pomaga nam nawiązać dialog z naszym dzieckiem, to szansa, żeby dziecko niewerbalnie wyraziło swoje potrzeby, pragnienia, lęki. Nawet trzy kreski i kółko ;) mogą być ciekawym tematem do rozmowy, dziecko może rozwijać swoją kreatywność, robić coś dla siebie, a nie żeby przypodobać się rodzicom. Może rozwijać swoją prawdziwą pasję, zamiast łapać za kartki i kredki, żeby usłyszeć zdawkowe "super", podbudowujące jego pewność siebie.

Wychowanie przy pomocy nagród i kar kojarzy mi się z dyscypliną. Traktujmy nasze dzieci jak istoty rozumne, odróżniające i uczące się odróżniać dobro od zła, nie ograniczajmy ich do najprostszych schematów (posprzątasz- dostaniesz ciastko; nie przestaniesz krzyczeć- nie wyjdziesz na spacer). To niejako traktowanie dzieci jak psy- nie wykonasz określonej czynności- spotka Cię kara. Będziesz posłuszny- dostaniesz kość. Czy naprawdę chcemy, żeby nasze pociechy robiły cokolwiek ze strachu przed brakiem nagrody, utratą naszej uwagi lub żeby nagrodę uzyskać?
Człowiek to istota złożona, której reakcje są uzależnione głównie od emocji, które przeżywamy w danej chwili (maluch jest smutny z powodu zagubienia ulubionej zabawki- nie ma ochoty podążać za nami alejkami w sklepie- dlaczego miałby zostać za to ukarany?). Zachowania mogą być zależne chociażby od pogody (pada deszcz- dziecko jest śpiące- nie ma siły sprzątać klocków), od nastroju konkretnego dnia, jego poziomu zmęczenia, czynników stresogennych czy głodu.


Wychowanie bez nagród i kar wymaga naprawdę dużo cierpliwości u osób o charakterze podobnym do mojego, bardzo dużo zrozumienia wobec dziecka i jego działań, a także umiejętności negocjacji i otwarcia na drugiego- małego- człowieka.

Chciałabym, żeby każdy rodzic miał świadomość jak ważne jest budowanie u dziecka zarówno poczucia własnej wartości, jak i motywacji wewnętrznej.
Jeśli ten wpis zmotywuje choć jedną osobę do refleksji oraz przeczytania wyżej wspomnianej książki i spowoduje, że to alternatywne podejście wychowawcze będzie częścią czyjegoś życia, odniosę ogromny sukces- bo oto narodzi się kolejny mały człowiek, którego przyszłe życie będzie fascynującą drogą :)


Miłego dnia!

sobota, 23 lipca 2016

Motywacja

Moją motywacją do działania jest złość. Zazwyczaj. Wewnętrzny przymus wyładowania jej poprzez wysiłek (czy to fizyczny, czy umysłowy). Kiedy coś mnie dręczy zwykle biorę się za sprzątanie albo nowe działanie.
Dziś wybrałam długi, bezcelowy spacer.

Właśnie pokonuję ostatnie metry mojej 12-kilometrowej podróży. Podróż do sklepu- 6 km w jedną stronę, tylko po to, żeby kupić ciasteczka owsiane, które są jednymi z niewielu słodyczy, które mogę jeść przy skazie białkowej Poli. Dwie przerwy na karmienie, 2,5 godziny na przemyślenia podczas pchania sporego ciężaru (wózek 15 kg + Starsza 12 kg + Mała 6 kg).

Jakie przemyślenia przyniósł dzień dzisiejszy?
Czasami nie można odpuścić. Po prostu nie można. Trzeba bronić swojego zdania i swoich przekonań. Trzeba walczyć o swoje, choćby wszyscy dokoła powtarzali, że nie mamy racji.

Wykorzystuj każdy dzień maksymalnie. Codziennie zrób coś wartościowego, z czego możesz być dumna. Nie pozwól, żeby którykolwiek dzień minął tak jak każdy inny- naucz się nowego słowa w obcym języku, zaśpiewaj dzieciom nową piosenkę, naucz się przygotowywać potrawę, którą zawsze chciałaś zrobić lub chociażby pójdź na spacer inną drogą niż zawsze. Monotonia to wróg mam, które i tak otaczają się rutyną (codziennie kąpiel o tej samej porze, nocne karmienia, zmiany pieluszki, odprowadzanie dziecka do przedszkola ;) ).

Rodzina to największa wartość, pielęgnuj swój związek i relację z dziećmi.


Pozdrawiamy po wykańczającej podróży! Na pewno jeszcze nieraz ją powtórzymy :)

wtorek, 19 lipca 2016

Wielkie zmiany- pojawienie się rodzeństwa

Dawno, dawno temu piękna księżniczka Lilianna, która była jedynaczką, spędzała całe dnie na zabawie i nabywaniu nowych umiejętności. Czasem ledwie starczało jej czasu na sen i spożywanie posiłków. Miała kochających rodziców, którzy odpowiadali tylko na jej potrzeby, masę wspaniałych zabawek i ogrom poświęcanej jej uwagi. Pewnego dnia mamusia oznajmiła jej, że będzie miała siostrzyczkę, z którą będzie mogła się bawić i psocić całymi dniami. Lilianka bardzo się ucieszyła i oczekiwała radośnie przyjścia na świat kompana swoich zabaw.



Była bardzo czuła dla siostrzyczki, ukrywającej się w brzuszku, głaskała i przytulała schowane maleństwo, a także była bardzo wyrozumiała dla mamy, która nie zawsze miała dostatecznie dużo energii na intensywne zabawy. Mimo wszystko, Lilianka z radością obserwowała rosnący brzuszek i dumnie opowiadała wszystkim kto w nim mieszka :)




Jednak im mniej dni pozostawało do spotkania z siostrą, tym bardziej zaczęła dostrzegać zmiany- sterta malutkich ubranek do prasowania wciąż rosła, a mama nie miała już sił, żeby codziennie odwiedzać odległy plac zabaw i coraz częściej mówiła o pojawieniu się nowego członka rodziny. Często też prosiła Liliankę o samodzielną zabawę. Mimo wszystko, mama każdego dnia zapewniała Lilę o swojej miłości i o tym, że ich relacje nie ulegną zmianie.


W końcu nadszedł ten dzień.





24.04.2016 o 23:45 na świecie pojawiła się mała kruszynka, która przewróciła życie domowników do góry nogami. Mała chciała być przy mamie cały czas, głośno manifestując swoje niezadowolenie kiedy była wyrywana z matczynych objęć i układana na łóżku. Protestowała przeciwko wszelkim próbom oddalenia się od niej. Starsza z zainteresowaniem przyglądała się siostrze, podziwiała jej malutką buzię i odnóża. Kiedy straciła ją z pola widzenia, dopytywała gdzie jest dzidzia.
Jednak pomimo wielkiej miłości, jaką Lilianna obdarzyła przybysza, zaczęła dostrzegać zmiany w zachowaniu rodziców, przemęczenie mamy, mniejszą ilość poświęcanego jej czasu. W jej zachowaniu ciężko było dostrzec cień zazdrości o siostrę, lecz dała ujście swoim emocjom w trochę inny sposób.

Jak pojawienie się siostry wpłynęło na jedynaczkę?

* Lilianna zaczęła budzić się w nocy (wcześniej nie występowały żadne problemy ze snem, od momentu pojawienia się Poli, Lila niemal każdej nocy wstaje z płaczem)
* Lilianna wykazuje nadmierne zainteresowanie smoczkiem (wcześniej smoczek był używany tylko do usypiania, teraz towarzyszy jej przez cały dzień, prosi o niego w każdej sytuacji- podczas jazdy samochodem, zabawy, spaceru)
* Lilianna zaczęła ciągnąć za włosy i szczypać kiedy nie potrafi sobie radzić ze swoimi emocjami.

Pojawienie się siostry zbiegło się z buntem dwulatka (na ten temat można przeczytać tutaj ). Każdego dnia uczymy się nowych sposobów na radzenie sobie z tymi problemami- to co działa jednego dnia, innego już się nie sprawdza. Największą naszą zmorą jest problem z zasypianiem oraz nocne pobudki, ale widzę, że duża dawka ciepła i opanowania w trakcie takich pobudek powoduje, że każdej kolejnej nocy płacz trwa krócej- może niedługo uda się go wyeliminować zupełnie :)

Póki co smoczek jako problem do wyeliminowania zostaje odsunięty na dalszy plan, za kilka miesięcy podejmiemy działania. Nie chcę wprowadzać zbyt wielu zmian na raz, ponieważ raptem 2-3 tygodnie temu Starsza opanowała trudną sztukę korzystania z nocnika! Jestem taka dumna, że udało nam się tego dokonać bez żadnych nerwów, stresów :) To wielka zasługa pojawienia się Poli, ponieważ nasza niegdyś jedynaczka poczuła się starszą siostrą i dumnie prezentowała Małej na czym rzecz polega ;)

A jak wyglądają relacje dziewczyn na co dzień?

Prezentują się tak:





Lilianna uwielbia zajmować się siostrą, wozić ją w wózku, bujać w leżaczku, pokazywać jej swoje zabawki, wspólnie tańczyć. Kiedy nie widzi jej przez jakiś czas zaczyna kręcić się wokół miejsc, w których zwykle przebywa, np. mata edukacyjna, łóżko i pyta: "Pola? Nie ma?" :)

Generalnie nie obserwuję zazdrości u Starszej poza wyjątkowymi sytuacjami, kiedy jest zmęczona albo rozdrażniona. Doskonale rozumie, że muszę nakarmić, przebrać, uspokoić malutką, często na moją prośbę potrafi się zachowywać całkiem cicho kiedy siostra śpi.
Staram się jednak wciąż utwierdzać ją w przekonaniu, że obie są dla mnie równie ważne i dla każdej znajduję choć pół godziny, żeby miała mnie tylko dla siebie (wspólne czytanie książeczek kiedy Pola śpi lub wieczorne przytulanie i zabawy na macie kiedy Lila śpi).

Uważam, że rodzeństwo dla każdego malucha to świetna sprawa, już niedługo dziewczyny będą mogły bawić się razem, wspólnie dokładać mi pracy, bałaganiąc i radości, towarzysząc mi w codziennych obowiązkach.


Rodzeństwo - i widzisz cząstkę siebie.



Spokojnego wieczoru :)

czwartek, 14 lipca 2016

Termin budzący grozę- bunt dwulatka!

Czas przy dzieciach pędzi jak szalony, niestety. Zbyt szybko mija ten cudowny okres noworodkowy, okres kiedy nasze maluszki dopiero poznają świat, a obroty z pleców na brzuszek wykraczają poza obszar ich zainteresowań i możliwości.




Nie wiem jakim cudem te 12 tygodni życia Poli minęło w tak ekspresowym tempie! Dopiero co była maleńkim (no, nie takim maleńkim, 3650 g to niezła waga) bobaskiem, który żądał tylko jedzenia i suchej pieluszki. Teraz chce nie tylko 2 razy więcej jedzenia, ale też bliskości, ciepła, rozrywek, spacerów i wspólnych rozmów. 


Później czas ucieka równie szybko- dziecko dopiero uczy się pełzać, raczkować, chodzić. Robi to tak nieporadnie, potrzebując naszej asekuracji i czujnego oka, że chcielibyśmy zatrzymać czas i jak najdłużej obserwować jak przebiega proces stawania się samodzielnym kilkulatkiem.


Ale! Zanim nasz dom wypełniać będzie radosny śmiech owego kilkulatka, mamy do pokonania długą i ciężką drogę. O tyle ciężką, że musimy zagryźć zęby i z zakamarków naszej duszy wygrzebać maksimum cierpliwości. Potrzebna nam ona będzie na pewien etap w rozwoju, który świętego doprowadziłby rozstroju nerwowego. Domyślacie się o czym mowa?



Bunt dwulatka

Termin, który przeraża najbardziej wyrozumiałych rodziców. Czym on jest tak naprawdę?


Jak podaje Wikipedia:

"Bunt dwulatka – zespół zachowań małego dziecka, pojawiający się mniej więcej między 18. a 26. miesiącem życia (może to nastąpić do dwóch miesięcy wcześniej lub znacznie później, zależnie od stopnia rozwoju osobniczego).
Dziecko w wyżej wymienionym okresie zaczyna zdawać sobie sprawę z różnicy między oczekiwaniami a możliwością ich spełnienia. W przypadku, kiedy nie może spełnić swych pragnień (np. poprzez zakaz rodzicielski) pojawia się nowe dla niego uczucie frustracji i gniewu, pogłębiające się zwłaszcza w fazach zmęczenia, bądź głodu. Dziecko poznaje w tym okresie siłę swojej woli, możliwość samostanowienia i przeciwstawiania się rzeczywistości."

Brzmi znajomo? Chyba każdy rodzic w stopniu mniejszym (cóż za szczęściarz!) bądź większym doświadczył zachowań swojego dwulatka, z którymi nie potrafił sobie poradzić. U jednego dziecka to gryzienie członków rodziny, u innego ostra (i jakże głośna) reakcja na odbiór ulubionej zabawki lub zakaz rodzica, a u innego dziecka histeria pojawiać się będzie przy każdej możliwej okazji, nawet wtedy kiedy zupełnie się jej nie spodziewamy.
Starsza postanowiła wystawić na próbę matczyną i ojcowską cierpliwość i zaserwowała nam ostatni wspomniany rodzaj. Z troski o własną psychikę postanowiłam dokształcić się w temacie i uporządkować swoją wiedzę, tworząc ten konkretny post. Pierwsze, co nas zastanawiało, to jakże wszystkim znane "Dlaczego?". Dlaczego nasze dziecko z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień, buntuje się przeciwko wszystkim zasadom, wszelkim autorytetom, konsekwentnie odmawia spożywania ulubionych posiłków, reaguje niewspółmiernie do zaistniałej sytuacji?
Czy popełniliśmy jakiś błąd wychowawczy, czy można było tego uniknąć? Odpowiedź brzmi "nie".



Jedno zdanie, które przeczytałam dało mi siłę brnąć dalej w temat. "Bunt dwulatka jest normalnym okresem rozwojowym dziecka". U dziecka kształtuje się poczucie autonomii i odrębności, co powoduje spór na wielu płaszczyznach- maluch chce sam wykonywać wiele czynności, również tych niebezpiecznych (choć w jego odczuciu wcale na takie nie wyglądają), buntuje się przeciwko nakazom i zakazom, głośno manifestuje swoje "nie", chce za wszelką cenę zaznaczyć, że jest indywidualną osobą. 
Ma własne pomysły i pragnienia, ale równocześnie odczuwa potrzebę bliskości i zależności. Właśnie te skrajne potrzeby prowadzą do frustracji. Nie pozostaje nam nic innego jak zaakceptować ten stan i zakodować sobie głęboko w podświadomości, że jest to stan przejściowy. 

Jak należy reagować na zachowania naszego dziecka w tych trudnych dla niego (i nas- rodziców) momentach?

Po pierwsze- i najważniejsze- zrozumienie. Kiedy zrozumiemy dlaczego dane zachowania występują, będzie nam łatwiej zachować spokój, który dziecko automatycznie od nas przejmuje. Będzie nam łatwiej wczuć się w położenie dwulatka, którego celem nie jest wyprowadzenie nas z równowagi, a jedynie poznanie własnych granic, poradzenie sobie z emocjami w jedyny znany sobie sposób i budowanie własnego "ja". Jeśli niejako nauczymy dziecko jak w inny sposób wyładować złość, jak wyciszyć się w natłoku wrażeń i pomożemy mu odreagować stresy dnia, który dobiega końca- większość niepożądanych zachowań zniknie zupełnie lub będzie odczuwalna w mniejszym stopniu.

Jak dziecko, inaczej niż krzykiem, może wyrazić swoją frustrację? Wielu dorosłych ludzi miewa problemy z radzeniem sobie z emocjami, dlatego zupełnie zrozumiałym jest, że dziecko, które dopiero poznaje świat powinno być wspierane i nakierowywane na właściwy tor, aby zyskać zdolność do właściwego reagowania na stres i trudne sytuacje w przyszłości.



Ważne, aby pamiętać, że dziecko nie robi nam na złość, nie chce celowo wyprowadzić nas z równowagi. Często udaje mi się załagodzić nerwową sytuację jeśli zareaguję dostatecznie szybko, tj. widząc marudzącą Liliannę, która chce za wszelką cenę wyjść na spacer, a akurat pogoda/ okoliczności nie są sprzyjające, reaguję natychmiast, tłumacząc krótko dlaczego w danym momencie spacer nie jest dobrym pomysłem i odwracam jej uwagę, proponując coś równie interesującego (np. czytanie książeczek, tańczenie do dziecięcych piosenek). Robię to zwykle na tyle przekonująco, radosnym głosem oznajmiając plan na kolejne minuty, że Starsza zwykle odpuszcza czynność, o którą chciała walczyć i podąża za mną.
Trzeba jednak za każdym razem traktować dziecko jak osobę, która rozumie naprawdę dużo, która ma takie same uczucia jak my i nie wystarczy odwrócić jej uwagi, bo to prowadzi do nieprzepracowanych emocji, co może mieć bardzo złe konsekwencje w przyszłości. Należy wyjaśnić krótko, dlaczego dana czynność musi być odłożona w czasie, dlaczego konkretny nakaz został zastosowany, dlaczego w konkretnej sytuacji nie może samodzielnie podjąć decyzji. Dziecko wtedy otrzymuje komunikat "Rodzic traktuje mnie jak partnera, liczy się z moim zdaniem, szanuje mnie, a nie jedynie narzuca własną koncepcję".
Pamiętajmy też, żeby rozważnie stosować zakazy- dopiero wtedy kiedy dziecko przekracza nasze granice. Jeśli chce jeszcze kilka razy zjechać na zjeżdżalni, a nam spieszy się do domu, ustalmy z dzieckiem, że ma na to nasze przyzwolenie, ale później wybieramy się w ustalone miejsce. Nie obędzie się zapewne bez histerii, ale maluch z pewnością zrozumie, że jego potrzeby zostały dostrzeżone i zaspokojone w stopniu, w jakim to możliwe na daną chwilę.

Nigdy też nie zostawiajmy rozhisteryzowanego dziecka samemu sobie- pokażmy mu jak można reagować na złość, wypracujmy metody dostosowane do naszych pociech. Jedno dziecko wyciszy się głaszcząc kota, inne w chuście, a jeszcze inne przelewając wodę do kubeczków.
Nauczmy się naszych dzieci, nauczmy je pomocnych sposobów na radzenie sobie z emocjami, a gwarantuję, że zaprocentuje to w przyszłości. Bliskość zaufanej osoby w stresujących chwilach, czerpanie od niej spokoju ducha i pozytywnych emocji jest właśnie tym, czego dwulatek poszukuje.

Moje trzy złote zasady na bunt dwulatka to:
- cierpliwość
- szacunek
- zrozumienie.

A jak u Waszych dzieci wygląda bunt dwulatka? Jak sobie z nim radzicie? A może udało Wam się go uniknąć?
Wszelkie rady i uwagi mile widziane :)




Miłego dnia!

wtorek, 12 lipca 2016

O skazie białkowej słów kilka

Dzień dobry w piękny lipcowy wieczór :)

Dziś chciałabym poruszyć temat skazy białkowej- przypadłości, która utrudnia wiele obszarów naszego życia. Na początek chcę polecić wspaniałego bloga, skarbnicę wiedzy dla mam, które karmią piersią swoje pociechy. Zwłaszcza jeden wpis powinna przeczytać każda mama oczekująca dziecka- autorka wyjaśnia w prosty sposób, że dieta matki karmiącej NIE ISTNIEJE. Dobra wiadomość? Oczywiście! :)


Więcej o diecie mamy karmiącej przeczytasz TUTAJ :)

Jadłam wszystko do momentu aż pediatra skierowała nas do szpitala z podejrzeniem alergii u Młodszej kilka tygodni temu. Objawy to obfite wymioty przez całą dobę, częste ulewania, później pojawiły się bóle brzuszka i sucha, łuszcząca się skóra przy uszach oraz zaognione policzki. Wyglądały tak:





Inne możliwe objawy skazy białkowej to:
- biegunka
- sapka
- stany podgorączkowe
- zbyt wolne przybieranie na wadze
- częsty katar i kaszel
 nadmierna pobudliwość psychoruchowa i częste rozdrażnienie dziecka.


W szpitalu zalecono mi przejście na dietę eliminacyjną- wykluczenie białka mleko krowiego, wszelkiego nabiału i jaj oraz produktów, po których obserwuję nasilenie wymiotów u Poli. Dieta szybko dała efekty, więc jest kontynuowana, ale konieczne okazało się wykluczenie wielu innych popularnych alergenów jak orzechy, kakao, pomidor, soja (miód i ryby jeszcze nie były testowane). Takie restrykcyjne ograniczenie ilości przyjmowanego wapnia popchnęło mnie do przyjmowania suplementów (konkretnie Vitrum Osteo, zawierające wapń, magnez i witaminę D3 oraz Allertec wapno plus). 

To bardzo trudne, zwłaszcza jeśli ktoś jest takim zwolennikiem nabiału jak ja ;) Codziennie jadłam jogurty, piłam kawę z mlekiem, zajadałam się różnymi rodzajami płatków. Ale zapewnienie mojej córce najlepszego startu w przyszłość i bariery ochronnej, którą daje karmienie piersią (zwłaszcza u dzieci podatnych na alergię) sprawiło, że odrzuciłam wszystkie zakazane produkty. Nie powiem, że bez żalu, bez mrugnięcia okiem ;) ale dokonałam świadomego wyboru i kiedy nie obserwuję wymiotów u mojej córki to najwspanialsza nagroda za wszystkie te wyrzeczenia!


Co w takim razie jem? 
Przerzuciłam się na mleko roślinne, konkretnie ryżowe przypadło mi do gustu. Płatki jaglane na takim mleku są fantastycznym pomysłem na śniadanie!
Wszelkiego rodzaju mięsa (wykluczając wołowinę), kasze, makarony bezjajeczne, zupy, warzywa i owoce są moim źródłem energii.

Poza tym szeroki wybór produktów wegańskich pozwala na małe żywieniowe szaleństwa (masło roślinne, jogurty, śmietany sojowe, ryżowe i masa innych produktów oferowana przez sklep Evergreen to bardzo smaczne, zdrowe i odżywcze zamienniki)  :)



Planuję poświęcić kilka wpisów, żeby w jednym miejscu umieścić sprawdzone przepisy na potrawy, które mama karmiąca na diecie eliminacyjnej może wykorzystać. Ja na pewno często będę do nich powracać.

Miłego wieczoru! :)

niedziela, 10 lipca 2016

Chustowe szaleństwo!

Idąc za ciosem- temat jakże bliski memu sercu.

Chustowe szaleństwo ogarnęło mnie w okolicy pierwszych urodzin Starszej.

Zakupiłam nosidło Mei Tai, firmy Almelle. Bardzo dobrze nam służyło, teraz panel jest za wąski i czekamy aż Mała usiądzie, żeby mogła z niego korzystać, jako że nosidełko zawiązuje się błyskawicznie!





Następnie dokonałyśmy zakupu naszej pierwszej chusty (Little Frog, Bambusowy Labradoryt). Na młodszej prezentuje się następująco:





Poczułam, że to jest TO! Ta bliskość, serce przy sercu, dziecko usypiające przy matce- jednym słowem przepadłam. Na grupie skupionej na chustonoszeniu znalazłam bratnie dusze, kobiety, które noszą swoje maluchy z wielką pasją. Tam też zobaczyłam tyle pięknych okazów, że postanowiłam sprawić nam coś nowego. I tak stos się powiększył, czyniąc nas coraz bliższymi sobie :)


Przygarnęłyśmy również chustę o splocie prostym (Pentelka), której dociągnięcie to nie lada wyzwanie, ponieważ nie pracuje po skosie, ale... ten efekt! :) Więc służy nam raczej jako ozdoba, ewentualnie ratunek, kiedy wszystkie inne chusty są uwięzione w komnacie strzeżonej przez złego smoka (czyt. pokoju, w którym śpi Starsza ;) ).







Kolejną naszą chustą była Lenny Lamb Oliwkowa Koronka, niestety nie zapałałyśmy do siebie miłością, ale kiedy pod ręką nie ma nic innego dzielnie nam służy :)







Fantastycznym rozwiązaniem okazała się chusta kółkowa (na zdjęciu Bebelulu Rapalu Paisley), którą pokochałam prawdziwie, chusta nośna, wiązanie trwało kilkanaście sekund, co przy niemal dwulatce było zbawieniem, ale po kilku miesiącach, chcąc spróbować czegoś nowego, znalazłam jej nowy dom ;)  Intensywnie używałam jej w okresie ciąży, niemal do dnia porodu nosiłam słodki ciężar (12 kg). Nie umknęło to zdumionym przechodniom kiedy dumnie pokonywałyśmy ulice naszego miasta (ale o reakcjach na chustę w osobnym wpisie).



Jako że polubiłyśmy kółka na szybkie wypady, do naszego domu zawitała (specjalnie dla nas przerabiana!) kolejna- Natibaby Mulu, bardzo przyjemna alternatywa dla wszystkich naszych długich chust. Przy Starszej już porządnie czuć w niej ciężar, więc nie nadaje się dla większych dzieci, ale 6 kg nosi bardzo ładnie :) 




I ostatnia- nasza ukochana, wymarzona, upolowana- Didymos Pflau Weinrot (czyli pawie). Zdecydowanie ulubiona chusta moich dzieci (i moja, rzecz jasna), zostanie z nami do końca świata i jeden dzień dłużej! Dlaczego? Nie będę się rozpisywać nad jej zaletami, strona wizualna wiele wyjaśnia.





Inne cudowne chusty, które były u nas na testach, macankach, wymianach opiszę przy kolejnym poście chustowym (bo to temat rzeka ;) ), a tymczasem rozmrażam karkówkę, kroję paprykę, pieczarki, cebulkę i tworzę dzieło sztuki- szaszłyki! Dziś u nas króluje grill, znajomi niedługo dotrą! 


Miłego popołudnia :)

W ramach wstępu- Dzień dobry! :)

Dzień dobry wakacyjnie :) 






Na wstępie zaznaczam, że to moja pierwsza przygoda z publikacją swoich przemyśleń, więc potrzebna mi silna motywacją i czas, aby się nie zniechęcić! Motywacja- jest. Czasu- brak ;)
Głównym powodem jest dwójka moich cudownych urwisów- dwuletnia Lilianna Gabriela (zwana też Starszą) oraz 11-tygodniowa Pola Marcelina (w gronie rodzinnym zyskała przydomek Mała), duży dom do ogarnięcia oraz masa obowiązków, które wciąż sobie dokładam, nie umiejąc usiedzieć spokojnie na miejscu. 

Kilka słów o mnie- ukończyłam filologię angielską ze specjalnością nauczycielską, jednak życie rodzinne stawiam ponad wszystko i większą radość daje mi (póki co!) dbanie o rozwój moich córeczek oraz prace domowe niż nauczanie dzieciaczków. Ale i na to przyjdzie pora. 

Cel bloga? Marzy mi się zebranie w jednym miejscu wszystkiego co dla mnie ważne, czegokolwiek by to nie dotyczyło- recenzja godnych polecenia miejsc, pomysły na lepszą organizację dnia i pracy w domu, przepisy na potrawy nie zawierające składników, które mogłyby uczulić młodszą córkę (niestety, skaza białkowa to przypadłość, która daje nam mocno w kość, ale karmienie piersią to nasz priorytet!) czy chociażby fotorelacja z udanego dnia. Jeśli choć jeden post zainteresuje choć jedną osobę- motywacja wzrośnie, a co za tym idzie zyskam bezapelacyjne prawo (nadane przez narzeczonego) do półgodzinnego przebywania w samotności z telefonem w ręku, kawą na stoliczku, wśród ćwierkania ptaków i kota żebrzącego o pieszczoty.

Blog powstały z czysto egoistycznych pobudek (tj. muszę mieć w końcu choć pół godziny sam na sam ze swoimi myślami) zobowiązuję się konsekwentnie prowadzić, ustalając odwiedziny min. raz w tygodniu ;)

Do następnego! :)